CENTR to organizacja skupiająca ponad 50 rejestrów domen narodowych głównie z Europy, ale nie tylko. Naszymi członkami są nawet rejestry tak odległych państw jak Kanada, Chiny, Izrael, Iran czy Afganistan. Od trzech lat mam zaszczyt pełnienia funkcji Chairmana CENTR, a jednym z moich obowiązków jest organizowanie i prowadzenie spotkań plenarnych. W ostatnim tygodniu takie spotkanie plenarne, czyli General Assembly, odbyło się w Wilnie na Litwie.
Głównym tematem spotkania w Wilnie były kwestie bezpieczeństwa. Naszymi gośćmi, oproćz oczywiście samych Rejestrów, byli przedstawiciele m.in. Komisji Europejskiej, APWG, EuroISPA czy ICANN. Tym razem mieliśmy zaszczyt gościć panią Yurie Ito (Director, Global Security Programs, ICANN), Massimiliano Minisci (Manager, Regional Relations, ICANN) oraz Douga Brenta, (Chief Operating Officer, ICANN). Najważniejszym było oczywiście wystąpienie Douga Brenta, który jako COO jest po Rodzie Beckstromie (CEO & President ICANN), drugą najważniejszą osobą w ICANN.
Doug Brent prezentował przede wszystkim sprawę tzw. „The Affirmation of Commitments”, które zastąpiło jedną z dotychczasowych umów z ICANN czyli JPA. Zmiana która następuje w kontekście „Affirmation of Commitments” to rezygnacja z bezpośredniego nadzoru ICANN (z wyłączeniem funkcji IANA – to nadal pozostaje pod bezpośrednią kontrolą Departamentu Handlu rządu USA) na rzecz tzw. community reviews. Dodatkowo rola GAC, czyli Government Advisory Committee ulega wzmocnieniu o prawo do współdecydowania o składzie zespołów dokonujących okresowych, regularnych przeglądów pracy ICANN (po stronie ICANN, w zależności od rodzaju review, partnerem Chairmana GACu będzie albo Chairman of the Board albo CEO ICANN). „Affirmation” nie pozostawia też wątpliwości, że ICANN ma być organizacją niezależną od rządu (private), typu non-profit, transparentną, działającą w interesie publicznym itd.
Moja ocena „Affirmation of Commitments” jest jednoznacznie pozytywna. Z jednej strony zapewnia kontrolę USA nad IANA (i niech tak pozostanie, bardziej wierzę rządowi USA niż... ach, nieważne), z drugiej pozwala ICANN na samodzielność... ale kontrolowaną samodzielność przez GAC czyli przedstawicieli rządów. Jedyne niebezpieczeństwo tkwi w tym, które kraje wyślą teraz swoich przedstawicieli do GAC. Obecnie kraje tzw. „bandyckie” czy też kraje o skrajnych poglądach (jak chociażby Libia czy Iran), nie uczestniczą w pracach ICANN. Pytanie co się stanie, jak kraje te dołączą do GAC? Wtedy krajom demokratycznym pozostanie chyba wprowadzenie zasady... liberum veto do prac GAC.
OK. Zamknijmy kwestię samego ICANN. Drugi temat, który chciałbym poruszyć w tym blogu to nowe TLD. ICANN wielkimi krokami zbliża się do uruchomienia procedury wdrażania nowych domen najwyższego poziomu, zarówno domen krajowych (ccTLD) ze znakami narodowymi jak i domen globalnych (gTLD). Proces zarówno dla jednych jak i drugich znacznie się opóźniał (dla IDN ccTLD tak o 5 lat, dla nowych gTLD o 3 lata). Wszystko wskazuje na to, że opóźnienie... będzie nadal się powiększało, co oczywiście pogłębia frustrację zarówno rządów krajów które nie posługują się językiem opartym na alfabecie łacińskim (Rosja, Bułgaria, Grecja, Chiny, Egipt, Syria itd.) jak i biznesowi, który przebiera nogami żeby tylko wydać setki tysięcy dolarów za możliwość aplikowania o nowe domeny. Moje „osobowe źródła” donoszą, że już na konferencji ICANN w Seulu pod koniec października poznamy realny termin uruchomienia procedury przyjmowania aplikacji na nowe domeny. Zdecydowanie nie będzie to koniec 2009 i nie będzie to też pierwszy kwartał 2010...
Oprócz terminu uruchomienia procedury, pozostaje pytanie czy nowe domeny mają sens? Sporządziłem więc taką oto tabelkę jak poniżej:
Kto zyska, a może straci?
ICANN
Zyska. 200 000 USD na każdej aplikacji a później opłaty roczne i od każdej domeny „podatek”.
Prawnicy od IP rights
Zdecydowanie zyskają więcej klientów do obrony przed cyber-squattingiem. Zakładając, że pojednyncza sprawa kosztuje koło 10 000 USD to przyjmując skromnie 500 spraw na małe gTLD rocznie, zakładając, że będzie (tylko) 200 nowych TLD to daje 1 mld USD rocznie dodatkowo w budżecie kancelarii prawnych.
Firmy aplikujące o nowe domeny
Jeśli sprzedadzą swój biznes szybko (zaraz po zdobyciu domeny i „odpaleniu” rejestru) to zarobią. Jeśli będą zakładali, że zarobią na nowych TLD to... się grubo mylą. Nie ma szans przy takim (ewentualnym) natłoku nowych domen na tym realnie zarobić w perspektywie powiedzmy 5+ lat. Wystarczy popatrzeć na .TEL czy .MOBI...
Registrarzy
Tak. Zyskają. Powiększenie oferty. Więcej potencjalnych klientów. No i więcej kłopotu, bo aby utrzymać się na rynku bedą musieli, czy tego chcą czy nie, zaoferować dostęp do nowych domen swoim klientom.
Domainers
Nowe TLD raczej niewiele zmienią.
ccTLD oraz .COM pozostaną głównym źródłem dochodu.
Internauci, czyli MY
Niestety. Tych nikt nie zapytał... W przypadku nowych gTLD nie było konsultacji ze środowiskiem użytkowników, nie było żadnych analiz... Czy zyskają? Chyba tak – swobodę wyboru. Czy będzie bałagan? Ale ten bałagan już jest w Internecie, większy śmietnik trudno będzie zrobić.
Reasumując, najwięcej na nowych gTLD zarobią prawnicy a po nich ICANN. A kto to sfinansuje? My, w cenie produktów znanych marek, których to prawnicy będą się sądzili między sobą o prawa do domen. Jeśli czytaliście Państwo w zeszłym roku o procesie „znanej linii lotniczej z Niemiec” o jedną atrakcyjną domenę, to jak myślicie, kto za to płaci? Oczywiście ci, co kupują bilety tej „znanej linii lotniczej”. Tak jak płacimy w cenie produktów lub usług za reklamy, tak płacimy też za odzyskiwanie domen... Jeśli więc będą nowe TLD, to kupując znany proszek, telewizor, samochód czy coś tam jeszcze, pamiętajmy, że oprócz tego, że finansujemy reklamy, to finansujemy też „odzyskiwanie domen”. Im jest ich więcej, tym więcej to kosztuje...
Literatura:
[1] CENTR
[2] CENTR Board of Directors
[3] Doug Brent / ICANN
[4] Yuri Ido / ICANN
[5] prezentacja Douga Brenta
[6] więcej o “Affirmation…”
[7] nowe gTLD