Po konferencji ICANN-u w Paryżu pojawiło się wiele artykułów poświęconych niebezpieczeństwu zalania Internetu przez nowe „top-level domains”...
Prawda jest jednak nieco inna… Sama skomplikowana procedura w ICANN, jak również koszty aplikowania o nowe domeny (przygotowanie aplikacji i opłaty dla ICANN), a także realne zainteresowanie nowymi domenami nie spowodują masowego wysypu nowych TLD. Pojawi się kilka, no może kilkanaście nazw w ciągu najbliższych dwóch lat.
Nie będzie również domen typu .microsoft czy też .kowalski. Usystematyzujmy więc temat i zastanówmy się, w jakim stopniu takie domeny mają racje bytu. Otóż ICANN wprowadzi domeny trzech typów.
Domeny ccTLD w językach narodowych
Pierwszy typ to domeny IDN (Internationalized Domain Names), czyli domeny zapisane w skryptach „narodowych” – w cyrylicy, po arabsku, persku itd. Domeny ze znakami narodowymi istnieją w DNS od roku 2003 (Polska była pierwszym krajem w Europie, który umożliwił rejestrację domen z „ogonkami”). Niestety, do tej port ICANN nie potrafił wprowadzić tego standardu na poziomie top-level. Teraz ICANN próbuje naprawić swój błąd (bagatela… ponad 5 lat opóźnień), tym bardziej że pojawiły się bardzo poważne naciski: jeden ze strony prezydenta Federacji Rosyjskiej, drugi (o czym mało kto wie) w tym samym czasie ze strony premiera Bułgarii. Wprowadzenie nowych TLD w skryptach narodowych jest dość proste, tym bardziej że takie kraje, jak chociażby Rosja, Grecja, Bułgaria, Iran, Japonia czy Chiny, ubiegają się o TLD, co do których nie ma żadnych kontrowersji i ich wprowadzenie w DNS nie będzie w żadnym stopniu kolidowało z już istniejącymi bądź planowanymi nazwami.
Mam osobiście nadzieję, że ICANN wreszcie weźmie się do roboty i w roku 2009 będziemy mieli nowe domeny TLD dla krajów, które się o to ubiegały. Jeśli tego nie zrobi, to możemy się spodziewać że np. w Rosji nowy TLD w cyrylicy zostanie wprowadzony na poziomie rosyjskich ISP, czyli zapytania o domeny z końcówką w cyrylicy właściwą dla Federacji Rosyjskiej będą kierowane według konfiguracji zapisanej na stałe, a nie zgodnie ze standardem odpytanie serwera root i dalej zgodnie z wpisem dokonanym przez ICANN w rootserwerze. Zrobienie takiego triku jest możliwe, technicznie bardzo proste i co więcej, było już komercyjne sprawdzane w praktyce w Izraelu (dla domen .com i .net pisanych po hebrajsku). Oczywiście, takie rozwiązanie zakłada, że osoba odpytująca o taką domenę wykorzystuje lokalnego ISP, który wdrożył takie stałe przekierowanie. Ale powiedzmy szczerze, największą popularność takie domeny zyskają w Rosji, a więc klienci, którzy korzystają z lokalnych, rosyjskich ISP… Podobne niebezpieczeństwo dotyczy krajów arabskich, gdzie próby stworzenia własnego roota były przeprowadzone i muszę przyznać, że ich software (który miałem okazję widzieć) zrobił na mnie wrażenie pod względem łatwości konfiguracji (dodanie „nowego” TLD zajmuje ISP kilkanaście sekund).
Nowe gTLD
Drugi typ domen, o które toczy się walka w ICANN, to domeny „generyczne”, czyli bracia i siostry domen .com, .net, .org, .tel oraz .mobi. Tutaj nie ma powodów do obaw, że dojdzie do „zaśmiecenia” przestrzeni nazw domenowych, która i tak już teraz jest w – delikatnie mówiąc – nieładzie. Po pierwsze, będzie to dużo kosztowało: 100 000 USD dla ICANN za samo złożenie aplikacji + kwoty rzędu 100 000–200 000 USD za przygotowanie oferty, lobbing, wynagrodzenie dla prawników, a na koniec zbudowanie rejestru za kilkaset tysięcy dolarów. Możemy się spodziewać, że w roku 2009 zostanie zatwierdzonych kilka (trzy, może pięć) nowych gTLD. Totalna porażka nowych domen TLD, takich jak .areo, .mobi czy .museum, nie wróży dobrze nowym „wynalazkom”. Ale pamiętajmy, w wypadku nowych TLD zarabia się na samym zakładaniu konsorcjum za pieniądze inwestorów, a nie późniejszej rejestracji domen dla klientów… Dziwi mnie też dużo krytycznych głosów o nowych TLD i żądania kierowane do ICANN, aby nie wdrażać nowych domen, bo to zniszczy Internet… A gdzie tu wolny rynek? Jak ktoś chce stracić na nowym TLD, to proszę bardzo, przecież nie musimy na siłę rejestrować swoich „trademarks” wszędzie tam, gdzie to możliwe…
Domeny .miasto
Trzeci rodzaj nowych TLD, którego możemy się spodziewać, to domeny dla miast, a więc .paris .berlin .nyc (New York City) itd. Te przedsięwzięcia mają w przeciwieństwie do nowych „generic” TLD dużą szanse powodzenia, ponieważ lokalne przywiązanie do marki (Paris, Berlin, NYC) mogą skłonić firmy i osoby fizyczne do rejestracji swoich nazw pod takimi adresami. Jeśli dotBerlin czy dotParis przyciągnie w pierwszym roku przynajmniej 50 000 podmiotów, to może domeny te będą miały biznesową rację bytu. Ja w każdym razie kibicuje takim pomysłom i nie miałbym nic przeciwko, jeśli pojawiłyby się konsorcja w Polsce aplikujące o takie TLD, jak .warsaw .krakow czy .poznan. Na razie nie ma nikogo zainteresowanego takimi pomysłami (szkoda), ale jeśli się pojawią poważne lokalne inicjatywy z poparciem Urzędów Miast, to jak najbardziej jesteśmy gotowi pomóc w lobbingu w ICANN.